zniewalasz słowami kruchości ciała, kości nieme, każdy skrawek mej skóry
nie jestem już namacalną istotą, buszującą pośród traw, zapachu obłoków
zaistniała cudowność rozgrzanego nieba, krążącego wokół rozszerzonych źrenic
kołyszę się na granicy świadomości, kąta istnienia i niebytu, myśli ulotnych
tracę przytomność, by nigdy się nie obudzić, by nie wzlecieć, by cię nie opuścić






biegnę, choć nie powinnam
trwonię czas w samotności
to nie to samo co z tobą





Mieć w sobie niemoc słów, władzę palców, podległe tobie dłonie. Przypominać sobie o wschodzie słońca, budząc się każdego ranka, o blasku w twych oczach. Nie móc być inną, gdy jest się tylko sobą, przy tobie. Gdzie najbardziej szare dni, jak nie dzisiaj, tej jesieni, nie przy tobie. Kroczą tłumy, by się cieszyć, nie wiedzą co to śmiech.  Pośród obowiązków zderzamy się razem, papiery wypełniają betonowe ściany. Cielesność jest w pościeli, w zapachu twej skóry. To jest światem, tym jedynym, po co zbędna rzeczywistość. Uformowane ścieżki gubią piękno, odnajdujemy je każdego dnia.




nocą sączę smaki wtarte w grona tkanek
pamiętam o przyzwoleniu na myśli dotknięte tobą
nocą sączę fantazje pachnące skórą
pamiętam o ustach ocierających się o siebie oddechem
nocą sączę wino patrząc w twoje oczy
pamiętam




faktura dźwięku spaja moje ciało pachnące tobą
niemoc słów rozdziera mą skórę
walka emocji kocha się ze mną od środka
wypukłość zarysowana twoimi dłońmi 
wklęsłość pragnieniem
namiętność nami





w dłoniach stęskniona skóra, oparta o wieżowce twojego kręgosłupa
za ciałem stoi przepaść, której odkrywanie jest największą zagadką
odpowiedzi utopione w drinkach, zadymionych czterech ścianach
duszne pomieszczenia, w czym się bardziej zatracamy
w zapachach przyziemnych czy naszych zapachach miłości
namiętność jest poetycka, zamknięta w oddechach, dźwiękach muzyki



namiętność

jest

wieżowcami twojego kręgosłupa




zainteresowanych trochę inną formą zapraszam tutaj



czerwień zachodzącego słońca odbita na szczytach budynków
fotografuję każdy skrawek wspólnych wieczorów
czerwień zachodzącego słońca oblewa nasze twarze
śmiech rozmowa błoga beztroska
czerwień zachodzącego słońca parzy oczy
zakochuję się w każdej chwili




W jak bardzo pesymistyczny sposób można napisać o czymś (pięknym?) Tak, pięknym. Ludziom ubogim w piękno, owe piękno wydaje się jeszcze piękniejsze… bo chyba jest piękne... W sumie, nie mi oceniać, ja go nie posiadam, to jest chyba powodem tego pesymistycznego wydźwięku. Kto mógłby pomyśleć kiedykolwiek w taki sposób?! Kto mógłby ubrać tą sprawę w takie słowa?! Piszę, ale to już nie to samo co kiedyś. Zaprzestałam robienia wielu rzeczy, które robiłam kiedyś. Jeszcze więcej jest rzeczy, których nigdy nie robiłam, a kiedyś bym chciała. Taki to już los „pasjowego nieudacznika”.

Posiadanie pasji wcale nie jest takie łatwe. Chyba, że się ją naprawdę posiada. Naprawdę – czyli wiesz czego chcesz, twoja pasja może być opisana słowem, twoja pasja istnieje, twoja pasja nie jest trudna do określenia i skategoryzowania. Ona po prostu jest, a ty ją pielęgnujesz, a owa pielęgnacja sprawia ci wielką frajdę. Wtedy jesteś zupełnie pewny słuszności swoich czynów.  I robisz to, nie odkładasz na później, nie wątpisz.

Posiadanie pasji nie jest łatwe, jeśli się jej nie posiada naprawdę. Posiada się ją zaś tymczasowo, czasem jest, czasem jej nie ma. Lub w różny sposób – różne pasje kotłują ci się w głowie. Co wtedy wybrać?! Sam nie wiesz co jest prawdziwe. 

Wtedy zazwyczaj nie wybierasz nic. Lub wybierasz jedną z nich i cieszysz się nią około tygodnia, miesiąca lub roku. Potem o niej zapominasz, już nigdy do niej nie wracasz. Próbujesz nieraz, ale to już nie to samo. Twoja „pasja” się wypaliła, a ty zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie istniała, że jesteś nieudacznikiem, człowiekiem, który nie potrafi w pełni cieszyć się życiem i czerpać z niego radości, jak to robią niektórzy. Uświadamiasz sobie, że połączenie pracy i przyjemności nie istnieje, przynajmniej nie w twoim przypadku. Życie jest ciężkie, a żyć musisz. Radości są chwilowe, a ich owoce w przyszłości – raczej mało realne.






gdzie się podziały natchnienia gorących burz
gdzie słowa okryte przejrzystością przeplecioną z bałaganem myśli
zjawiska paranormalne muzyki na kartkach
kolor poezji i smutek piosenek
radość gubiąca się między łzami
tam były słowa, początki niekończącego się papieru
tam była dusza, zabawa wzruszeniem, przyjemność niczym obowiązek
była, miała być zawsze
czytam i płaczę, sama nic z siebie nie daję





Chcę pisać o tobie i braknie mi słów. Zaczynam miliony razy i nigdy nie kończę. Zbyt banalnie brzmią nasze uczucia ujęte w słowa. Bo mamy to w oczach i w uśmiechu, w momentach spędzonych razem... 





oszronione wzgórza nieskończoności
bieleje pokój o świcie
natchnione pościelą powietrze zalega nad nami
dziękuję słońcu za cudowność poranka
nie wierzę oczom, gdy cię widzę




mam wiele myśli pędzących ku tobie, dłonie nie do zatrzymania i usta nieśmiałe
mam wspomnień garść i jeszcze więcej marzeń
smak kawy, czekolady, papierosów i twoich ust, zapach oddechu
mam to wszystko i wiele więcej, uczucia niezapisane w słowach

mamy brzegi oceanu
rzucimy się razem w dal szerokiego czasu, który dla nas się nie kończy
pędźmy dalej koleją rozciągnięta między nami
dzielą nas tylko noce niespełnione, łączą sny o wspólnych ramionach nad ranem
koimy odległość rozmową, choć ciągle chciałoby się czuć wspólny oddech
marzną mi usta, gdy cię nie ma w pobliżu

natłok ciebie w mych wersach ułożonych nieporządnie
słowa wyrzucone bez zamysłu

(...) w poezji liczą się ludzie nieszczęśliwi
którzy nie umieją sobie życia prywatnego ułożyć


dziękuję







mam na sobie twój dotyk 
w głowie głos i słowa
całe ciało
zapach ciągle przy mnie
ocieram się o rzeczywistość
wiecznie wpatrzona zamyślona
gdy jestem sama
jestem przy tobie





biec w nieskończoną przestrzeń razem z tobą w nieskończony czas i dotyk uśmiech którym chyba powoli zaczynasz mnie kochać i twoje oczy wpatrzone we mnie nie przestają do mnie mówić moje myśli nie odbiegają od ciebie biegniemy w nieskończoną przestrzeń razem





i nastał ten moment
kiedy nie potrafię już pisać
o tobie
mówić
usta chcą tylko dotyku





zadowalam się dziwnością słów, ich nadzwyczajnym połączeniem
samodestrukcjonizm przemawia do mnie bardzo głośno
identyfikuję się z filozofią życiową całkowicie zaprzeczającą życiu
przemawia przeze mnie nieskrępowany nonkonformizm
fascynuje mnie piękno sprzeciwu wobec panujących norm i zasad
niełatwo wyzwolić umysł, gdy wszystko wokół krępuje nasze myśli i decyzje


It's only after we've lost everything that we are free to do anything.

Może samodoskonalenie się to nie jest odpowiedź.
(...)
Może odpowiedzią jest autodestrukcja.






cytaty: Fight Club


krople promieni słońca proszą mnie o więcej
gdy nie mam w sobie już nic
gwiazdy najciemniejszego nieba i najjaśniejszych nocy płaczą ze wzruszenia, proszą mnie o więcej
gdy ja nie mam już siły się wzruszać
proszę świat o więcej wyrozumiałości, wolności, ciepła
mam zbyt dużo pięknych emocji
proszę świat o blask
ja go już mam




Dotyk ciepła w myślach zapamiętany bije się o pierwsze miejsce ze wspomnieniem pocałunku
Bredzę!
Nie było jednego - były ich miliony
Miliony pocałunków zaległych na moim ciele
Na plecach
Każdy skrawek pleców namaszczony twymi ustami
Każdy skrawek brzucha uległy twoim palcom
Potem - już tylko bredzę




Kosmos dokładnie przetwarza małość umysłu, zniewolenie myśli i przykrości zasłyszane. Dobrze, że są ręce, które pomogą; słowa, które dają uśmiech. Słońce też ci pomaga.
Nic nie równa się tobie.




Korowody wspomnień zaklęte w dźwiękach. Powietrze rozchodzące się po pokoju przypomina o zapachu, fakturze skóry. Nocami obcuję z twoim nieobecnym wówczas dotykiem. Mylę rzeczywistość ze snem. W mojej niewiedzy kryje się pragnienie, najprostsza droga ku spełnieniu. Przebudzam się. I chcę ciebie. 





Słowa są pełne niewypowiedzianych zdań. Oddechy uczuć, gdy opierasz swe palce na mym kręgosłupie. I chciałabym cię mieć więcej, choć więcej już chyba nie można. Zostają tylko noce niespełnione. Ich obietnice smakują czekaniem i tęsknotą. To pewnik, że będzie cudownie. Gdy miną godziny westchnień i pragnień, twoje dłonie oplotą me mięśnie, usta wypiją krew, a ja będę umierać. Będę umierać, jak zawsze, gdy mnie dotykasz. Głaszczesz me myśli, szepczesz mi melodie, mocne dźwięki zanadto romantyczne. Kto by uwierzył, że stanie się niebo, razem z nadejściem światłości? Ciepło się robi, przestworza stają się szczersze niż przedtem, a ja płonę. Nie dowierzam światu, chwilom uległym i oczom.





kości dotykanie głaskanie
umysłu sponiewieranie
zagadki logiczne
słowa majestatyczne
drżenie rąk
blask oczu
czar





zaświtały szeptami cienie chmur na niebie, buszujące między słowami motyle. coś pachnie mocniej, intensywniej, ładniej. musi być pięknie, bo słońce tak powiedziało o poranku. przewiduje przyszłość z płatków skóry. migoczą nam oczy, topią się rzęsy. gdy odejdą żale, nigdy nie przestaniemy się śmiać. dłonie się kruszą w dotyku, co był i będzie dopiero nastały. usta na czole. wiara.






coraz mnie mniej
więcej was
strzeliste kręgosłupy myśli
płaskie pola słów
zachowania oblane bezbarwnym kolorem
piętrzę się w niebie rozpaczy
ciągle wyżej i dalej
od siebie teraz



zamieszania w głowie, zmieszania ludzi
bezkresne pola pustki
muzyka nieczuła jak wcześniej
już nic mnie nie wzrusza, nawet dawne pocałunki
bezkresne pola pustki

Chciałabym mieć myśli przejrzyste, dokładnie określone, jak te dźwięki, które tlą się teraz za moimi plecami. To przy nich chcę dzisiaj trwać.

bezkresne pola pustki
zamieszania w głowie, zmieszania ludzi

Chcę uciec, gdziekolwiek. Wszystko lepsze niż "teraz", kiedy to potrafię tylko słuchać muzyki, myśleć za dużo i nieudolnie próbować czekoladą osłodzić obecny bałagan. Nieudolnie, krok za krokiem. Wszystko jest błędem.



David Bowie - Space Oddity



Wiecie co? Mam takie jedno marzenie, idealną wizję przyszłości. Chcę czuć zapach papieru, świeżego druku. Chcę tworzyć piękny obraz, fotografia przepleciona z tekstem.
Chciałabym kiedyś pracować w gazecie, kobiecym magazynie, najlepiej skupiającym się głównie na modzie. Najlepiej, jakbym była redaktor naczelną. Chciałabym kiedyś móc żyć robiąc coś, co kocham. Chciałabym kiedyś przekazać światu coś, co kocham, narzucić swój tok myślenia, wizję, gust.
Gazety o modzie nie mieszczą się już na półce. Zaczyna brakować wolnego miejsca na ścianach obklejonych wycinkami z czasopism.
Podświadomie tworzyłam świat wokół siebie, mój własny kąt, który zaczął w końcu mówić. Mówić o tym czego chcę. Nadszedł czas, że i ja to powiedziałam.




Zepsuj świat nadchodzący z mroku nocy, z zimnego wiatru, z zakłamanych ludzi. Gdzie muzyka, co mówi prawdę, gdzie zieleń najszczersza? Zasłoń wszystko, co rani, co sprawia, że nie chcę już więcej oddychać. Chciałabym uciec od świata, od miejsca, od ludzi. Wytwór ludzkiej wyobraźni zamieniony na materialne piekło pełne nielogicznych zasad.

To nie jest przestrzeń dla mnie. Jestem kimś innym i nie chcę żyć w świecie, który wy sobie wymyśliliście. Stworzyliście klatkę, w której się urodziłam i w której zapewne przyjdzie mi umrzeć. Pewnie prędzej niż później. 


Więzień własnego umysłu, własnej przestrzeni. Czterech ścian, które zniewalają działanie. Lat wychowania, które zniewalają życie. Brak odwagi, by coś zmienić, odkryć coś nowego, uwolnić się od barier codzienności.

Żyć mi się zachciało. Najchętniej spakowałabym plecak i gdzieś ruszyła, przed siebie. Jeden odważny krok już za mną, długo na niego czekałam, długo się zbierałam, by podjąć działanie. Ten jeden krok poprzestawiał myśli, zmusza do kolejnych kroków, bo wiem, że warto je stawiać, warto zaprzeczać ustalonemu porządkowi. Przecież to nasze życie, i jest tylko jedno. 

Dalsza podróż wymaga niestety kompana (przynajmniej jednego), a ja już nie wiem kogo mam się trzymać, komu powierzać swe myśli, komu ufać, czyich słów słuchać.







Szarobiały puch przykrył myśli, zniewolił słowa
Pod maską szaleństwa błyszczy dobre serce
Serce wierzy, że jest dobre
Szarobiały puch sprawił niemały zamęt
czym jest prawda, co nie istnieje
Szarobiały puch złapał za rękę i biegnie

a ja nie mogę się uwolnić




chciałabym zniknąć, nie słyszeć waszych krzyków
chciałabym umrzeć, nie słyszeć własnych myśli




Kosmos przedostaje się do wnętrza niczego. Wypełnia pustą przestrzeń, robiąc niemałe zamieszanie. Masz w sobie coś nieznanego. Zagadka wszechświata. Zagadka twojego umysłu, którą tylko ty znasz. Nie znasz. Dobrze wiesz o jej istnieniu, tyle. Powstała z niczego, zaczyna żyć, a ty przestajesz wiedzieć czym jest życie. 



Powietrze dostaje się do płuc. Trafia tam przebywając drogę - nos, gardło, potem tchawica. Jesteśmy u sedna. Marzną dłonie, stopy. Marzną płuca. Chciałabym oddychać muzyką, pięknym czystym powietrzem. Chciałabym dotlenić umysł czymś innym niż tylko brudnym powietrzem. Otacza mnie powietrze ze skazą, nasączone oddechami innych ludzi. Gdzie jest tylko mój świat? Nie chcę się nim dzielić. Chyba, że z tobą. Z tobą podzielę się wszystkim. Dzielę się wszystkim. Najbardziej lubię, jak dzielę się z tobą moimi ustami. Tylko wtedy jestem w tym świecie - pachnącym błękitnym niebem i morską wodą, białym piaskiem i gorącym słońcem. Jesteśmy sami, i ten świat, cisza, pustka, szum najpiękniejszej muzyki. Tylko wtedy jestem tam, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. 




w muzyce jest to co w duszy, słowami niewyrażone
dobrze, że chociaż ona cię rozumie
płynę razem z nią
dobranoc