zniewalasz słowami kruchości ciała, kości nieme, każdy skrawek mej skóry
nie jestem już namacalną istotą, buszującą pośród traw, zapachu obłoków
zaistniała cudowność rozgrzanego nieba, krążącego wokół rozszerzonych źrenic
kołyszę się na granicy świadomości, kąta istnienia i niebytu, myśli ulotnych
tracę przytomność, by nigdy się nie obudzić, by nie wzlecieć, by cię nie opuścić






biegnę, choć nie powinnam
trwonię czas w samotności
to nie to samo co z tobą